Michael Giacchino „Jurassic World: Dominion” (Back Lot Music, 2022) Finałowa część nowej trylogii o dinozaurach głosami krytyków i widzów zgodnie uznana została za najsłabszą. Wrażenia z odsłuchu płyty z muzyką z „Dominion”, podobnie jak to miało miejsce w przypadku poprzednich części, stanowią tu w zasadzie odbicie wrażeń z samego filmu. Za muzykę po raz kolejny odpowiada Michael Giacchino – w mojej opinii jeden z najbardziej przereklamowanych twórców muzyki filmowej ostatnich lat. Kompozytor ten ma na swoim koncie najsłabsze i nijakie ilustracje muzyczne dla Batmana i Spider-Mana (Danny Elfman, Elliot Goldenthal, James Horner i Hans Zimmer spisali się zdecydowanie lepiej), a większość pozostałych jego prac, z którymi miałem do czynienia pozostawiała mnie zupełnie obojętnym. Jednym z dwóch istotnych wyjątków od tej reguły (obok muzyki do ostatnich kinowych „Star Treków”) okazała się jednak ilustracja muzyczna do pierwszego „Jurassic World”, do której po dziś dzień z przyjemnością wracam. Muzyka z „Dominion” ma do zaoferowania szerszy wachlarz emocji od poprzednika, zróżnicowane brzmienia i szereg nostalgicznych nawiązań, i co ważne, znów czuć tutaj ducha przygody, którego zabrakło mi ostatnim razem. Nie brakuje na płycie utworów spokojnych, melancholijnych, (choćby „Upsy-Maisie”, „Clonely You”, czy „The Campfire in Her Soul”), opatrzonych klawiszowymi wstępami, w których przewijają się nawiązania do stworzonego przez Giacchino motywu głównego z „Jurassic World”. Jako pewną nowość w przypadku ilustracji muzycznych tej serii można także wskazać pobrzmiewającą tu i ówdzie elektronikę towarzyszącą niektórym spośród utworów ilustrujących sceny akcji. Słowem podsumowania: o ile zaprezentowane tu muzyczne oblicze „Dominion” nie zagraża raczej pozycji „Jurassic World” jako lidera wśród trzech ilustracji muzycznych autorstwa Giacchino, to bez większego trudu zapewnia sobie drugą pozycję. Byłbym co prawda bardziej usatysfakcjonowany, gdyby zrobiono tu większy użytek z motywu głównego z „Jurassic World” i zaprezentowano jego ciekawsze modyfikacje, mimo to jednak bez wahania mogę w tym miejscu stwierdzić, że jest to album, do którego będę z przyjemnością wracał.