Już w kolejnym miesiącu siły polskie i ukraińskie były zmuszone do wycofywania się pod naporem ofensywy bolszewickiego Frontu Południowo-Zachodniego. Front realizował rozkaz wydany 23 lipca 1920 roku przez Siergieja Kamieniewa, głównodowodzącego Armii Czerwonej, w którym określił on kierunek natarcia swoich podkomendnych. Dowódca Frontu Zachodniego Michaił Tuchaczewski miał uderzyć na Warszawę, z kolei Front Południowo-Zachodni pod dowództwem Aleksandra Jegorowa został skierowany w stronę Lwowa. "Od maja do lipca 1920 roku Polacy na koszt zapasów Naczelnego dowództwa i 6 Armii przekazali ukraińskim sojusznikom: 53 lekkie działa, prawie 14 tys. Już 2 sierpnia Moskwa przychyliła się do jego prośby, ale dowództwo Frontu Południowo-Zachodniego pod różnymi pretekstami odmawiało wykonania rozkazu - stawką było prestiżowe zdobycie Lwowa. Było już o wiele za późno, by Konarmia mogła zmienić losy bitwy warszawskiej, ale jej uderzenie na tyły sił przeprowadzających kontruderzenie znad Wieprza mogło być dotkliwe. W tej sytuacji płk Bezruczko dał pełną swobodę działania w prowadzeniu obrony kapitanowi Mikołajowi Bołtuciowi, wyjaśniając, że "mając po sobą wyłącznie polskie oddziały, nie może przyjąć na siebie moralnej odpowiedzialności za obronę Zamościa". Wśród oddziałów ukraińskich broniących miasta był kureń (odpowiednik batalionu) techniczny, którego żołnierze pokierowali budową umocnień i linii (w niektórych miejscach aż czterech) zasieków. Jesienią 1920 roku kontrofensywa wojsk polskich i ukraińskich w bitwie wołyńsko-podolskiej, oswobodziła od bolszewików znaczne połacie ziem URL, na których przeprowadzono pobór do armii, której liczebność wzrosła do ponad 70 tys. Dbano jednak o to, aby zapewnić Ukraińcom jak najlepsze warunki bytowe, a za aprobatą polskich władz wśród internowanych prężnie rozwijała się działalność kulturalna i oświatowa - m.in.